Diego Simeone

i

Autor: Eastnews

Emocjonujący finisz Primera Division: Atletico w cieniu Barcelony i Realu

2014-05-06 1:41

12 miesięcy temu zasadne było porównanie Bundesligi i Primera Division. Bayern i Borussia rządziły w Europie, niemieckie stadiony pękały w szwach, a na Półwyspie Iberyjskim spodziewano się wybuchu wojny domowej. Ludziom brakowało chleba. O igrzyskach nikt nawet nie myślał. Tymczasem na miesiąc przed Mundialem sytuacja stała się jasna: liga hiszpańska znów zachwyca.

Historia zatoczyła koło

Obrazek pierwszy. 22 czerwca 2003 roku. Real przed ostatnią kolejką prowadzi, ale musi wygrać z szóstym Atlethikiem Bilbao. Apetyt na puchary ma też Barcelona. Jest siódma, z dwoma punktami staty do Basków. Kibice "Królewskich" są podzieleni. Mistrzostwo oznacza sukces "Dumy Katalonii". Podopieczni Vicente Del Bosque podobnych dylematów nie mają: zdobywają komplet oczek i świętują przy fontannie "La Cibeles". "Blaugrana" zapewnia sobie start w Pucharze UEFA po zwycięstwie nad Celtą Vigo.

Polecamy: Analizujemy szanse faworytów na finiszu sezonu w Hiszpanii!

I drugi. Na razie czysto teoretyczny. 38. kolejka Primera Division. Liderem jest Atletico, ale przed podopiecznymi Diego Simeone pojedynek na Camp Nou. Karty rozdaje Barcelona. Zwycięstwo może dać im tytuł. Muszą tylko liczyć na wpadkę Realu Madryt. W innym przypadku Katalończycy zagwarantują tytuł rywalowi ze stolicy. Nie wiadomo tylko któremu. Zagrają fair?

Prorok Ancelotti

Przyzwyczailiśmy się do hiszpańskiej dominacji dwójki gigantów. Liderem wciąż jest Atletico, ale w opinii większości ich tytuł zależy od humoru Leo Messiego i spółki. I od pomysłów Carlo Ancelottiego, który po ostatnim remisie z Valencią awansował. Był już trenerem piłkarski, a od poniedziałku stał się nowym Nostradamusem. Nie dość, że uciekł od sytuacji, która pogrążyła Bayern w LM - problemy z mobilizacją po zapewnieniu sobie tytułu - to jeszcze przypadkiem "wrobił" Katalończyków w grę do ostatniej kolejki.  Europejski prorok 2014 roku w plebiscycie Gwizdek24.pl wybrany.

W całym tym zamieszaniu podopieczni Diego Simeone są tylko dodatkiem. I tak od pierwszej kolejki ligowej. Ponoć mieli za krótką kadrę. Wytrzymali walkę na dwóch frontach. Po klęsce z Realem w Pucharze Króla wieszczono koniec pięknego snu. Ten dopiero zaczynał się rozkręcać. Teraz wspomina się o zabójczej presji i braku doświadczenia. Wychodzi na to, że Jose Mourinho znokautowała banda piłkarskich gimnazjalistów.

Zobacz: Tak strzela Cristiano Ronaldo! Cudowna bramka z Valencią!

Podobnie jest ze zbliżającym się pojedynkiem na Camp Nou. Racjonalnych argumentów przemawiających za "Dumą Katalonii" nie ma. Messi wciąż szuka formy, Neymar dalej walczy z własnym żywiołem, a Xavi wykręcił w ciągu kariery już tyle kółek, że prawdopodobnie stracił boiskową orientację. I bardziej przeszkadza, niż rozgrywa. Dorzucając przebieg ostatnich ćwierćfinałów, wydaje się, że mistrza już znamy. Problem w tym, że do tej pory nikt nie udzielił "poprawnej" odpowiedzi.

Bayerico Madryt?

Piłkarscy fani w Leverkusen jeszcze długo będą wspominać maj 2002 roku. Podopieczni Klausa Toppmollera walczyli o potrójną koronę. Porażki z Norymbergą, Schalke oraz Realem Madryt w odstępie kilku dni zamieniły jednak wesele w pogrzeb. W tym sezonie przed podobnym wyzwaniem stają piłkarze Atletico. Do tej pory chwalono ich za postawę. Teraz przychodzi czas rozliczeń. Przed bramami piłkarskiego czeka jeszcze dwóch przeciwników: Barcelona oraz Real Madryt. Grę o tron czas zacząć!

Najnowsze