Justyna Kowalczyk: Powiedziałam, że wygram albo zdechnę

2014-02-14 6:00

Powiedziałam sobie tak: albo dzisiaj wygrywam, albo mam to w nosie i jestem dwudziesta - zdradziła Justyna Kowalczyk (31 l.) kilkanaście minut po tym, jak w kapitalnym stylu rozbiła konkurentki w olimpijskim biegu na 10 km stylem klasycznym. Na Krasnej Polanie pod Soczi królowa była tylko jedna.

- Jak wyglądała walka na trasie?

Justyna Kowalczyk: - Pierwsza część jest łatwa, obawiałam się, że będę na niej tracić. Stwierdziłam, że albo ją pójdę na maksa, albo będę tracić i się później nie wygrzebię. Nic dziwnego, że wjeżdżając na stadion po pierwszych pięciu kilometrach miałam serdecznie dość. Nie przypominam sobie, żebym na ostatnim podbiegu była kiedyś aż tak zmęczona i prawie przeszła do marszu. Na samej górze podbiegu sprinterskiego tak się stało, choć trener mówił, że wyglądałam całkiem przyzwoicie w porównaniu z rywalkami. Ale niemoc była potężna, potrafiłam tylko przebierać nogami. Bieg był strasznie ciężki od początku do końca.

>>> Soczi 2014. Marit Bjoergen: To niewiarygodne co zrobiła Kowalczyk

- Narty spisały się dobrze?

- Były świetne, cudownie jechały, pięknie pracowały pod górę. Choć muszę powiedzieć, że było ciut nerwówki przed startem. Ja chciałam inne narty, chłopaki przekonały mnie do swojej koncepcji. Nie protestowałam. Wszyscy spisali się na złoto olimpijskie, cała drużyna zasłużyła na nie. Wiedzieliśmy wszyscy, po co tu jesteśmy, że to nasz najważniejszy bieg.

- Dedykuje pani wygraną swojemu zespołowi?

- Nikt z nas nie mógł zawieść i nikt nie zawiódł. Także trener, który przez ostatnie trzy tygodnie miał możliwość zwątpić we mnie nieraz. Złamana stopa to tylko szczyt pecha przedolimpijskiego, było wiele innych rzeczy: na ostatnim treningu w Santa Caterina odmroziłam palce u nóg, musiałam ściągać paznokcie z palców, w Soczi but mi wyjechał, gdy szłam po schodach, noga wyszła z buta, w drugiej nodze obtarłam całego Achillesa. Dopiero wczoraj mogłam ubrać buty bez żadnych plastrów. Wszystko się waliło. A trener ani przez moment we mnie nie zwątpił. Na szczęście tutaj, w Soczi, wszystko zaczęło się nagle ładnie normować. Wtedy już wiedziałam, że będzie dobrze.

- Wyglądała pani tutaj na spokojną mimo wszystkich przeciwności.

- Tak było, czułam jakiś spokój. Przed biegiem pomyślałam sobie: żadnych długich kroków, pięknych technicznie, wspaniałych biegów w moim stylu, bla, bla, bla. Powiedziałam do siebie: biegniesz swoje, dziewczyno, i już.

Najnowsze