Wałdoch: Jestem zły!

2010-01-06 2:30

To był świetny kandydat do pomocy Franciszkowi Smudzie w pracy z kadrą. Tomasz Wałdoch (40 l.) długo negocjował z władzami PZPN, zmniejszył oczekiwania finansowe, ale nie pomogło. Usłyszał "nie" i teraz musi szukać innego zajęcia.

- Wszystko było podobno dogadane, "obie strony wyszły sobie naprzeciw w sprawach finansowych" - tak mówił pan jeszcze w poniedziałek, ale ostatecznie nie dogadaliście się. Dlaczego?

- Zadecydowały sprawy finansowe. Nie znaleźliśmy tej "środkowej" kwoty, żeby się porozumieć.

- Jaka to kwota?

- Dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają. W poniedziałek o godz. 19 dostałem telefon z PZPN z negatywną odpowiedzią na moją propozycję.

- Jest pan mocno rozczarowany decyzją PZPN?

- Oczywiście. Dla pracy z kadrą zrezygnowałem z zajęcia w Schalke. Przez cały okres świąt i noworoczny myślałem dużo o tej sprawie i nie był to dla mnie spokojny i radosny czas, taki jaki powinien być.

- W poniedziałek obchodził pan z żoną 18. rocznicę ślubu. PZPN sprawił wam bardzo niemiły prezent.

- No właśnie, nie była to dobra informacja w takim szczególnym dla nas dniu.

- Jest pan w Niemczech znany i ceniony, chociaż-by jako były kapitan Schalke. Przed panem otwierałyby się drzwi w niemieckich klubach w sprawie reprezentantów Polski. Osoby z niemieckiej piłki, z którymi rozmawiałem, dziwią się, że PZPN nie zatrudnił pana.

- Widocznie szefowie PZPN-u nie wzięli tego pod uwagę. Może te argumenty nie były na tyle istotne, żebyśmy mogli się dogadać.

- A gdy ktoś ze sztabu poprosi pana o drobną pomoc dla reprezentacji?

- Jeśli ktoś zadzwoni i poprosi, to w miarę możliwości pomogę. Ale przecież to już będzie zajęcie dla nowego asystenta kadry. Ja teraz zamierzam koncentrować się na skończeniu kursu trenerskiego w Kolonii.

Najnowsze