Josep Guardiola, Thomas Mueller, Thomas Muller, Bayern Monachium

i

Autor: East News

Po półfinałach Ligi Mistrzów: Bayern to nie Barcelona!

2014-04-24 21:41

Ponoć telewizja ogłupia. Internet też. Po środowej porażce Bayernu Monachium z Realem Madryt mniej zorientowani mogli poczuć się oszukani albo zaskoczeni. Stracili półtorej godziny na podziwianie bawarskiej klęski na Santago Bernabeu, podczas gdy w mediach tematem numer jeden pozostawał Leo Messi, Barcelona i przechodząca do lamusa 'tiki-taka'. Absurd?

Prawda czy fałsz?

Opinia na temat ogólnopolskich środków masowego przekazu jest jednoznaczna: kłamią. A jak nie kłamią, to mijają się z prawdą lub przemilczają niewygodne fakty. Nie wierzycie? Zapytajcie przypadkowo spotkanych przechodniów o opinie na temat kilku największych stacji telewizyjnych. Rozrywka gwarantowana.

Przeczytaj też: Ronaldo uważa, że nie jest głupi. Zna swoje możliwości

Tymczasem prawda jest inna. Spora część dziennikarzy nie ma zwyczajnie pojęcia o tym, o czym mówią. Na przykład piłkarscy „eksperci” hurtowo zapraszani do programów telewizyjnych. Oglądają mecze, kojarzą fakty, ale generalnie: futbol to dla nich tajemnica. Dasz takiemu piłkę, to 'okno' masz gwarantowane. Nie wiesz tylko które, ale wymagana będzie interwencji szklarza.

Tiki-taka

I takie właśnie gremium od kilku miesięcy przekonuje wszystkich, że Pep Guardiola posiadł patent na posiadanie piłki. Tak przynajmniej można wnioskować po ochrzczeniu Bayernu Monachium mianem 'bawarskiej Barcelony'.

Tymczasem, porównywanie monachijczyków do 'Dumy Katalonii' sprzed kilku sezonów przypomina raczej starania Chińczyków w produkcji własnych smartfonów.

Bayern nie uprawia 'tiki-taki' bo zwyczajnie nie może. Dopóki na Allianz Arena nie zjawi się Leo Messi, dopóty obserwować będziemy co najwyżej namiastkę 'Blaugrany'. I to mocno naciąganą. Bez Argentyńczyka Bawarczycy nigdy nie wyjdą poza jeden schemat i w polu karnym przypominać będą karabin na kapiszony.

Krowy na Bernabeu

Widzieliśmy to na Santiago Bernabeu. Bayern miał przewagę, ale głównie na skrzydłach. W środku nie poradzili sobie ani Kroos, ani Gotze, a próby dryblingów w wykonaniu Robbena przypominały - parafrazując Jana Tomaszewskiego - zmagania krowy na lodzie. Tym samym monachijczykom przyszło liczyć na cud i wygranie pojedynku przez Mario Mandzukicia. Jak na czołowy zespół świata, to trochę mało.

Polecamy: Ostatni mecz Casillasa!

Ale mamy też słowa pocieszenia dla naszych fachowców. W grze Bayernu i Barcelony dostrzegamy pewne analogie. O choćby taką: nie wiemy kto mniej przypomina defensora: Boateng czy Mascherano. A obaj mają w swoich klubach pewny plac.

Najnowsze