Decima Realu Madryt: Europejska zrzutka na madryckie marzenie

2014-05-28 12:36

Piękna futbolowa historia. Najpierw było wielkie marzenie. W międzyczasie pięć lat walki, porażek, poświęcenia i zabójczych treningów. A na koniec zwycięstwo. Triumf w dramatycznych okolicznościach, osiągnięty dodatkowo nad wielkim rywalem zza miedzy. Decima Realu Madryt to gotowy scenariusz na film. Szkoda tylko, że tak drogi. I zasponsorowany w dużej mierze przez Polaków.

Polak potrafi

Właściwie, powinniśmy być z siebie dumni. Wygraliśmy. Oczywiście nie tak dosłownie, ale zainwestowaliśmy wreszcie w coś, co okazało się sukcesem. Tyle lat ładowaliśmy pieniądze w infrastrukturę, transport czy politykę socjalną, a okazało się, że od samego początku wystarczyło dać kasę Hiszpanom. Tym bardziej, że do decydującego starcia stanęli tylko nasi. Dwa konie: Real i Atletico. Oba opłacone przez nas. Bukmacherzy tego świata - patrzcie i uczcie się.

Zobacz: Wszystkie gole Cristiano Ronaldo w Lidze Mistrzów 2013/2014 [WIDEO]

Nie ma w tym cienia przesady. Zupełnie nieświadomie zostaliśmy sponsorem Realu Madryt. A także Atletico, Sevilli i w ogóle całej - zadłużonej ponad miarę - Primera Division.

Finanse po hiszpańsku

Opowiemy wam historyjkę. O pieniądzach, które nie rosną na drzewach. Zaczęło się - nie tak dawno temu - w Hiszpanii. Upadł bank. Potem drugi, a po kilku miesiącach do historii przeszedł cały system finansowy. Do akcji wkroczył tamtejszy minister finansów. Wpadł na genialny pomysł. Połączył parę trupów [tak powstała słynna już "Bankia", skarbiec bez dna Florentino Pereza], przetoczył krew kilkoma przelewami i uczynił bankrutem państwo. Malutkie pęknięcie stało się w tym momencie problemem całej Unii Europejskiej.

I teraz najlepsze. Polska - jako członek UE - musiała wykazać się solidarnością. Oddaliśmy część własnych środków, czym zwiększyliśmy budżetowy deficyt. Powstała jeszcze większa dziura, tyle że u nas. Politycy postanowili ją zasypać. Podwyższyli podatki. Przedsiębiorcy ceny, bo przecież spadły zyski. Na końcu łańcucha wzajemnych uprzejmości został Kowalski. Ale on zabrać nie miał już komu. Został natomiast darczyńcą zwycięzcy Ligi Mistrzów.

Liczby nie kłamią

Powiecie: niemożliwe. Kilka liczb. Real jest zadłużony. Wisi bankom jakieś pół miliarda euro [choć zarząd utrzymuje, że tylko 100 mln]. Istnieje, bo istnieją banki. Jak pasożyt: umiera żywiciel, umiera i on.

Rocznie obraca podobnymi kwotami. Nie spłaca jednak zobowiązań, tylko inwestuje dalej. W ostatnich pięciu latach tylko na nowych piłkarzy wydał ponad 600 milionów euro. Zarobił 350 milionów mniej.

Sam Cristiano Ronaldo kosztował budżet w okolicach ćwiartki miliarda [kwota transferowa, pensja, podatki]. Florentino Perez utrzymuje, że zwrócił się w pierwszym sezonie. Sprawdzamy. Wzrost dochodów klubu w sezonie 2009/10? 37 milionów. Rok wcześniej, jeszcze przed zakupem Portugalczyka? 35. Tendencja - rzeczywiście - wzrostowa. Kasa na autokar jak znalazł.

Zobacz także: Tak świętowali wygranie Ligi Mistrzów! Nagrali teledysk do "Happy" [WIDEO]

Patrzymy więc na Manchester United. Przed sprzedażą CR7? Dwa miliony. Po? Dwadzieścia dwa. I od tamtej pory rośnie. Albo ranking kłamie, albo zależności pomiędzy posiadaniem - lub nie - obecnej gwiazdy "Królewskich" i dochodami klubu nie ma. Liczy się marka, stadion i klubowy herb. Sportowiec to ekskluzywny dodatek.

A możemy tak dalej. Znamienna jest jednak inna kwota. Na Santiago Bernabeu w ostatnich pięciu latach wydano prawie 2,5 miliarda euro. Tyle warty był jeden triumf w Lidze Mistrzów. UEFA na swoim produkcie zarabia niewiele ponad miliard. Głównie z praw telewizyjnych. Wychodzi na to, że wysiłek okazał się absurdalny. Lepiej było kupić trofeum niż umierać za nie na boisku. Akurat starczyłoby na dwa.

ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail

Najnowsze