Marek Jóźwiak

i

Autor: Tomasz Radzik

Marek Jóźwiak o transferach w Legii: Chciałem Gudjohnsena WYWIAD

2013-01-12 3:00

Niebezpieczna wyprawa do Afryki, negocjacje z wielkimi gwiazdami i nietypowe żądania ojców młodych zawodników. Marek Jóźwiak (46 l.), który przez ostatnie lata odpowiadał za transfery w Legii, opowiedział nam o kulisach swojej pracy. Decyzją prezesa Bogusława Leśnodorskiego popularny "Beret" pożegnał się z klubem.

"Super Express": - Niektórzy mówią, że od 2005 roku zarobił pan dla Legii na transferach więcej niż klub dostał od ITI. Zrobił pan finansowy bilans?

Marek Jóźwiak: - Nie, nie pracowałem przecież w dziale finansowym. Najważniejsze było osiągnięcie jak najlepszego wyniku sportowego. A to przekładało się na finanse.

- Z którego transferu jest pan najbardziej dumny?

- Dumny to jestem z tego, że mogłem grać i pracować w tak wielkim klubie jak Legia. Przeżyłem tu wiele radosnych chwil, choć kosztowało to trochę zdrowia i wyrzeczeń (śmiech). Nie opowiem o moim strzale w dziesiątkę, bo nie chciałbym kogoś pominąć. Pozostawię to kibicom i dziennikarzom.

- Tak od kulis: z którymi znanymi piłkarzami prowadził pan negocjacje na temat gry w Legii?

- Z Gwinejczykiem Pascalem Feindouno, Islandczykiem Eidurem Gudjohnsenem i Norwegiem Johnem Carewem.

- To gwiazdy. Gudjohnsen grał w Barcelonie i Chelsea, a Carew choćby w Valencii. Rozbiło się o pieniądze?

- Też, ale myślę, że co do finansów, to byśmy się dogadali. Były jeszcze inne czynniki. Powiem tylko tyle, że z tej trójki najbliżej gry w Legii był Pascal Feindouno.

- Czasem menedżerowie z własnej inicjatywy proponują piłkarzy. Mieliście zgłoszenia od gwiazd?

- Latem zaproponowano nam Filippo Inzaghiego, Gennaro Gattuso i El Hadji Dioufa.

- Legia nie podjęła tematu?

- Inzaghi ostatecznie zdecydował się zostać w Milanie, aby pobić jakiś swój rekord w Lidze Mistrzów. Z Gattuso temat nie został podjęty, natomiast Dioufa nie braliśmy pod uwagę, bo znałem go jeszcze z gry we Francji, gdzie robił niezłe numery.

- Ostatnio pojawiły się plotki, że Legia chce Greka Angelosa Charisteasa.

- Powiem tak: agent zawodnika wykonał dobrą robotę, chcąc odkurzyć swojego piłkarza i znaleźć mu lepszy klub. My nic o tym nie wiedzieliśmy. Mieliśmy z tego niezły ubaw.

- Sprawdził się pomysł ze ściągnięciem Ljuboi. Legia powinna kontynuować ten patent? Sprowadzać gwiazdę, od której młodsi się uczą?

- Danijel jest piłkarzem, który w każdym meczu może zadać decydujący cios. Chciałbym, będąc kibicem Legii, co roku oglądać takiego gościa. To moja odpowiedź na wasze pytanie.

- W trakcie negocjacji zdarzały się pewnie niecodzienne żądania piłkarzy czy agentów...

- Najbardziej niespotykane życzenia przedstawiają rodzice młodych zawodników. Przy okazji rozmów z jednym z utalentowanych piłkarzy zaproponowałem jego tacie, że syn może otrzymać służbowego seata. Ojciec zaprotestował i powiedział: "Panie Marku, niech pan nie wspomina o tym mojemu synowi, bo on chce jeździć BMW". Myślałem, że spadnę z krzesła. Życie zweryfikowało jednak plany syna i taty.

- Pańska transferowa pomyłka?

- Nie myli się ten, kto nic nie robi lub boi się podjąć decyzję. Jestem rozczarowany postawą Kneżevicia, ale bardziej jako człowieka niż piłkarza. Wybrał wyczekiwanie w klubie, a mógł już grać gdzie indziej.

- W trakcie transferowych podróży zdarzały się przygody?

- Najciekawsza zdarzyła się w Afryce. Musieliśmy się wybrać na tereny po drugiej stronie rzeki, gdzie jeszcze niedawno toczyła się regularna wojna. Zabraliśmy żołnierza z karabinem, który służył nam za eskortę. Totalna ekstrema.

- A wie pan już, dlaczego musiał odejść z Legii?

- Wiem swoje i to mi wystarczy. Każdy ma prawo dobierania współpracowników. Nie zamykajmy sobie drogi do dalszej współpracy, bo mogą na tym stracić obie strony. Patrzmy w przyszłość.

Najnowsze