Monika Pyrek jeszcze będzie wielka

2010-07-01 9:25

To miał być dla niej przełomowy sezon. Wicemistrzyni świata Monika Pyrek (30 l.) zmieniła tyczki na twardsze i dłuższe, chciała bić życiowe rekordy. Kontuzja stawu skokowego wstrzymała jednak realizację ambitnych celów.

- Plany bicia rekordów muszę odłożyć na później. Ale sezon jeszcze nie jest stracony - zastrzega się. - Mam nadzieję, że uda mi się powalczyć o medal na mistrzostwach Europy w Barcelonie (od 27 lipca - przyp. red.). Bo w Europie nie ma na razie zawodniczek poza moim zasięgiem.

Monika Pyrek uzyskała w tym sezonie 4,40 m. Trzy najlepsze tego lata tyczkarki w Europie (w tym Anna Rogowska) skoczyły po 4,71 m. Natomiast "Caryca" Jelena Isinbajewa odpuszcza sezon 2010.

- Skręcenie stawu skokowego zdarzyło mi się w trakcie podskoków na murawie. Było tam wgłębienie po kuli czy dysku. Przypadek, pech. Lekarze podejrzewali nawet zmiaż-dżenie kości, co oznaczałoby nawet dziesięć tygodni przerwy. Miałam łzy w oczach i chwile trwogi - nie ukrywa wicemistrzyni świata w skoku o tyczce. - Badanie rezonansem wykluczyło jednak zmiażdżenie i skończyło się na dziesięciu dniach bez treningu. Jest natomiast uszkodzenie więzadła stawu skokowego i opuchlizna kości.

Jeszcze odczuwa ból, ale już w sobotę wystartuje w Eugene w USA, a kilka dni później w mistrzostwach kraju w Bielsku. Gdy wczoraj rozmawialiśmy z nią, przebywała jeszcze na zgrupowaniu w Formii we Włoszech, gdzie nad jej treningami, obok Wiaczesława Kaliniczenki, czuwał także Witalij Pietrow, opiekun Isinbajewej.

- Trener Pietrow uważa, ze nawet z bólem mogę skakać wysoko i mam szansę walczyć o medal mistrzostw Europy - zwierzyła się nam Pyrek. - Też chcę w to wierzyć, jestem w coraz lepszym stanie ducha.

Wicemistrzyni świata przyznaje jednak, że wciąż zażywa środki przeciwbólowe i przeciwzapalne.

- Bo adrenalina może uśmierzyć ból na jeden skok, ale nie na cały konkurs - wyjaśnia.

Najnowsze