Czerkawski czaruje krążek

2009-01-23 10:00

- To było moje marzenie, żeby tu zakończyć karierę. Tutaj ją zaczynałem - uśmiecha się Mariusz Czerkawski (37 l.), patrząc na lodowisko w Tychach. W niedzielę po raz ostatni założy bluzę miejscowej Gieksy, ze swoim numerem "21". I poprowadzi zespół do boju przeciwko Stoczniowcowi Gdańsk (godz. 18.15).

- To będzie moje pożegnanie z lodem, a nie come back, jak myślą niektórzy. Chociaż teraz mam 37 lat. A co będzie za trzy, cztery? - dodaje z tajemniczym uśmiechem.

Wczoraj popularny Mario trenował już z zespołem, przygotowując się do tego meczu.

- Od marca ubiegłego roku w ogóle nie trenowałem. Kilka razy grałem w tenisa, dwukrotnie wystąpiłem na lodzie w meczu aktorów, to wszystko - tłumaczy. - Brakuje mi czucia krążka, rytmu gry. Poza tym nie czarujmy się, kondycji też nie odbudujesz w jeden dzień. To było widać, a jeżeli podczas tego treningu byłem lepszy od któregoś z chłopaków z drużyny, to... fatalnie. Bo przecież oni powinni być lepsi.

Szybkość, technika, sportowe cwaniactwo - tym wczoraj imponował Czerkawski na lodzie. Kilkakrotnie odbijał kijem krążek w powietrzu, jakby go chciał zaczarować.

- Podczas meczu zdarzy mi się pewnie jakaś dobra okazja do zdobycia bramki - mówi. - Chociaż jak znam życie, nie będę miał taryfy ulgowej u rywali.

Najnowsze